To nadal nie są idealne Pokemony! Recenzja 2 DLC do Pokemon Sw/Sh: The Crown Tundra

UWAGA! Część recenzji zawiera fabularne spoilery z nowego dodatku! Omiń początek artykułu jeśli chcesz się ich ustrzec!

Praktycznie musiał minąć rok od wydania Pokemon Sword/Shield, żebyśmy mogli trafić do nowej krainy The Crown Tundra w drugim DLC. Czy przygoda w (głównie) zaśnieżonej krainie jest rzeczywiście powiewem (lodowej) świeżości?

Kiedy robisz sobie selfie a za tobą odjebuje się inba.

Gamefreak niestety zrobił falstart przy wypuszczeniu drugiego DLC. Stany Zjednoczone i Japonia mogły ogrywać je już 22 października, Europa dostała je 23 października, przez co w internecie pojawiło się ogromnie dużo spoilerów, kiedy 1/3 świata nie mogła grać jeszcze w grę. Bardzo dziwny i moim zdaniem wykluczający graczy ruch, za co należy się minimum 100 batów dla każdego pracownika Gamefreak (143 osoby na rok 2019).

Na samym początku przygody dostajemy bilet do krainy The Crown Tundra, która znajduje się w południowej części Galaru normalnie niedostępnej przy grze bez DLC. Jedziemy pociągiem i trafiamy do jednego z nielicznych w Tundrze budynków – stacji kolejowej w zimowym królestwie.

Zaraz po wyjściu trafiamy na dwie kluczowe postacie: Peony’iego i Peonię. Ojca i córkę, z czego ten pierwszy jest wręcz nakręcony na przygody i eksplorację, za to ta druga skupia się bardzo mocno na badaniach nad nowym fenomenem. (chciałbym napisać, ze jest więcej kluczowych postaci no, ale … nie ma)

Tak wygląda każdy człowiek pracujący. Uwierzcie mi.

Dynamax Adventures

Tym fenomenem jest nowość pojawiająca się pierwszy raz w Pokemonach: Dynamax Adventures (DA). W dużym skrócie są to lochy, w których wraz z 4 innymi osobami ubijamy 4 dynamaxowe lub gigantamaxowe Pokemony, które po drodze możemy łapać. Sami wybieramy drogę przejścia mogąc ułatwić lub utrudnić sobie przygodę. Na końcu czeka na nas legendarny (lub mityczny) Pokemon do ubicia, którego również możemy złapać.

Sama zabawa w DA na początku była dla mnie przedziwna, ale poznając jej mechaniki i grając trochę w przygody z DA – bardzo ją polubiłem. Sama ma pewne zasady, które sprawiają, że przygoda wygląda trochę jakbyśmy grali w gry rougelike. Wszystko dlatego, że wchodząc do DA nie wybieramy do walk własnych Pokemonów, tylko na start dostajemy jednego z losowo wybranych przez grę (sami wybieramy jednego z czterech). Cały czas w party możemy mieć wyłącznie jednego Pokemona, przy czym po każdym ubitym Pokemonie możemy go zamienić na innego, którego złapaliśmy (catch rate 100%) lub którego nam wypożyczy NPC pojawiający się co jakiś czas w jaskini. Na końcu ubijamy specjalnego Pokemona – legendę, lub mityka, który przy pierwszym jego pojawieniu się w denie ma również catch rate 100% (a później zgodnie z legendami – do 3%), a pózniej już w ogóle nie możemy ich drugi raz złapać! Oznacza to, że Dynamax Adventures pozwala nam potestować różne Pokemony z różnymi atakami, a na końcu skompletować cały legendarny Pokedex (nawet w Pokeballach jeśli ktoś się uprze). No prawie cały.

Po pewnym czasie w grze pojawia się wariacja na temat DA, która sprawia, że deny nigdy się nie kończą, ale jest dużo gorsza ponieważ nie możemy zabrać ze sobą złapanych Pokemonów i służy wyłącznie do nabijania Dynite Ore – nowego rodzaju przedmiotu, który wypada również ze zwykłych rajdów Pokemon i które można zamienić na różne przydatne przedmioty.

Dynamax Adventures przyznam szczerze są bardzo fajne. Trwają od 15 do 20 minut i można je robić ze znajomymi. Jest to ciekawa wariacja na temat ubijania ogromnych Pokemonów, a dzięki ciekawemu systemowi ich losowań możemy czasami wyjść z ciekawymi nagrodami.

A fabuła?

A fabuła jest! Proszę bardzo! I powiem więcej! Moim zdaniem The Crown Tundra ma lepszą historię niż pierwsze DLC – Isle of Armor. Przygoda kręci się wokół Peony’iego który odkrył 3 (no dobra 4) wskazówki na temat legendarnych Pokemonów czekających na nas w mroźnej krainie. Oczywiście wszystkie z nich rozwiążemy i legendarne Pokemony znajdą się w naszym posiadaniu.

Pierwszym z nich jest prezentowany już wcześniej Calyrex, który dodatkowo został wyposażony w konia Glastriera lub Spectriera. Będziemy mogli wybrać tylko jednego z nich (na szczęście nie są uzależnione od posiadanej wersji gry). Aby go zdobyć będziemy wykonywali misje w jedynym mieście w The Crown Tundra – Freezingtonie, które jest niesamowicie biednym miastem z kilkoma budynkami na krzyż, brakiem Pokecenter i na prawdę pustym, wręcz przytłaczającym klimatem (ale tło muzyczne ma fajne). Dom Peoniego będzie nam służył jako hub. W przeciwieństwie do Isle of Armor, gdzie Dojo mogliśmy rozwijać – tu nic więcej nie zrobimy oprócz przebrania się, czy uleczenia swoich Pokemonów.

Pan w pomarańczowym przy rozpoczęciu zamiany w Czarodziejkę z Księżyca. (obok Pokemon z wodogłowiem)

Część fabularna ze zdobyciem Calyrexa została zaprezentowana bardzo fajnie. Podobały mi się questy, oraz sposób zachowań bohaterów, czy Pokemona. Były nawet momenty w których się trochę pośmiałem. Moim zdaniem widać, że Gamefreak trochę przyłożyło się do questów w tym dodatku i jestem z nich zadowolony. Są zdecydowanie lepsze niż w pierwszym DLC.

Po Calyrexie zostaje nam jeszcze wykonać kolejne zadania, którymi są: złapanie legendarnych ptaków – Articuno, Zapdosa i Moltresa w ich Galarskiej wersji oraz Regi – w tym jednego z dwóch nowych – Regieleki oraz Regidrago. Tu też możemy zdecydować się tylko na jednego, drugi nie będzie dla nas dostępny wiec wybierajcie mądrze.

Mijają 3 godziny leniwego grania i tyle. Widzimy napis The End. Ale tak samo jak w Isle of Armor, tak samo zabawa w Crown Tundra się nie kończy. Po napisach końcowych wykonujemy 4 zagadkę z Necrozmą (wymagane jest robienie Dynamax Adventures) oraz przychodzi do nas Hop (a jak!) i z nim też się jeszcze trochę pobawimy. Brzmi to bardzo podobnie jak w Isle of Armor i tak w rzeczywistości jest. Czy to mało? Z jednej strony tak, ale z drugiej strony – lepiej niz w IoA.

obrazek sponsorowany przez Rexonę.

Proszę Państwa, oto Crown Tundra

Crown Tundra jest śnieżną krainą z którą mam wiele problemów. Po pierwsze jest zdecydowanie mniejsza niż Isle of Armor. Po drugie, w jakieś 70% powierzchni pokryta jest śniegiem. Nie mam z tym wielkiego problemu gdyby nie wszechobecny HAIL, który utrudnia walki i łapanie Pokemonów, a także coś na co od razu zwróciłem uwagę – ślady naszych butów oraz roweru na śniegu nie istnieją. Coś, co zaimplementowano 20 lat temu w Emeraldzie, tutaj nie dało się zrobić. Programowalny śnieg jest najwyraźniej dla Gamefreak zbyt trudny, by pojawiały się na nim jakiekolwiek ślady. Brakuje też lodu. Jest kra lodowa w jednym miejscu, ale wszystkie jeziorka i kałuże mają normalnie wodę. Mimo, że powinny być zamarznięte. Plusem jest to, że z ust naszej postaci wydobywa się para wodna.

Kolejnym problemem jest to, że kraina jest nieprawdopodobnie pusta. Oprócz trawy i górek, nie ma tam totalnie nic. W porównaniu do Isle of Armor, nie ma nawet zimowego lasu, czy ładnych przestrzeni z wodą. Jedyną nowością jest jaskinia, którą wszyscy przeklinają bo uwalona jest hordą zubatów. Wszystkie flashbacki z Wietnamu wracają.

Jak widać nie tylko ja hejtuję.

W Crown Tundra nie ma też żadnego NPCa, a co za tym idzie – nie stoczymy ani jednej walki oprócz tych wymaganych fabularnie. Kraina jest bardzo chaotyczna, a kiepska mapa nie pomaga w organizacji tego gdzie jesteśmy. Ogólnie sama kraina jak i jej wykonanie to jeden z najsłabszych punktów dodatku.

Masochiści będą musieli szukać na ziemi 150 śladów Pokemonów, które pozwolą wam złapać kolejne legendy. Jest to porównanie do poszukiwań Digletów w Isle of Armor, natomiast ślady generowane są w inny sposób, więc ich odnalezienie jest dużo łatwiejsze.

Czy mamy już pełny National Dex?

Nie.

No dobrze więc zacznę od początku. Pokedex w The Crown Tundra jest odrębny od pozostałych pokedexów (głównego i Isle of Armor) i zawiera 210 Pokemonów. Nie są to oczywiście nowe Pokemony. Całkowicie nowych Pokemonów jest zaledwie 5 sztuk. Co najlepsze gra nie pozwala zdobyć ich wszystkich limitując nam chociażby Regieleki/Regidrago, oraz Glastriera/Spectriera. Zaczynając grę i posiadając pełny Pokedex Galarski i Isle of Armor, w The Crown Tundra macie na start odnalezionych aż 136 Pokemonów. Łatwo więc wyliczyć, że tylko 74 nowe (stare) Pokemony pojawiły się w Galarskim dodatku. Co oznacza, że nadal około 30% wypuszczonych we wszystkich grach Pokemonów brakuje. Nie można ich przesłać z Pokemon Home, złapać, czy wymienić się nimi, bo w kodzie gry ich po prostu nie ma. I chciałbym powiedzieć, że mi się to zajebiście nie podoba.

„Oddawać mój National Dex kurwy!” krzyczał Chocobo, ale nikt go nie słyszał.

Ah, zapomniałbym! W Galarze pojawiły się Ultra Bestie. Więc możemy dorzucić jeszcze 11 9 sztuk (minus wcześniejszy Poipole i Naganadel) Pokemonów. Niezrozumiałą opcją jest dla mnie to, że nie pojawiają się w Galarskim Pokedexie, mimo iż możemy je legalnie złapać za pomocą Dynamax Adventures.

Tak samo jak przy pierwszym DLC znowu popełniono ten błąd, że Pokemony z podstawowej wersji gry mieszają się z nowymi. Dlatego po raz kolejny przez większość czasu zastanawiałem się „czy to nowy Pokemon? Czy już był w podstawce”. Problem jest o tyle gorszy, że zdecydowana większość „nowych” Pokemonów w Crown Tundra to Pokemony typu lodowego lub kamiennego. Zróżnicowanie jest bardzo małe. Chciałbym jeszcze zauważyć, że moim zdaniem w ogóle ogromna liczba Pokemonów się powtarza. Kraina zawiera bardzo małą różnorodność i na każdym kroku spotykamy praktycznie te same Pokemony. Zdecydowanie częściej niż to było w Isle of Armor, które wydaje się być bardziej różnorodne.

Myśleliście, że pojawi się więcej Galarskich Pokemonów? PUDŁO! Jedynym nowym jest… Galarski Slowking. Jest bardzo fajny, ale… tylko jeden. Kolejne baty w stronę leniwego Gamefreak.

70% czasu to nudna sceneria jak wyżej.

Nie ma co ukrywać, że Galarski Pokedex jest bardzo biedny. To kolejna gra, w której zabito National Dex i najprawdopodobniej nie pojawi się już nigdy (zgodnie z zapowiedziami Gamefreak). Niestety ani pierwsze, ani drugie DLC nie naprawiają tego okropnego błędu.

Wypuszczając drugie DLC Gamefreak pododawał również nowe Deny do walk Dynamaksowych w różnych miejscach i moim zdaniem pomysł jest całkowicie słabo wykonany. Deny są poukrywane w dziwnych miejscach, nie można ich ogarnąć wszystkich wzrokiem (jak w podstawce) i podobnie jak w pierwszym DLC – Pokemony w nich się powtarzają.

To warto? Czy nie warto?

Znowu bardzo trudno jest ocenić to DLC biorąc pod uwagę, że wyraznie widać, że Gamefreak celowo pociął najnowsze gry Pokemon, by dodatki umieścić w DLC. Znowu nie wiem do końca do kogo skierowany jest The Crown Tundra, które moim zdaniem zdecydowanie różni się od Isle of Armor. W pierwszym DLC położono nacisk na walkę i eksplorację. W drugim na uzupełnienie legend i historię.

Właśnie takie małe rzeczy sprawiają, że DLC jest meh…

Warto więc wziąć pod uwagę oba dodatki (w końcu kupując DLC dostajemy oba na raz) i podsumować je całościowo. Oba DLC są… dobre. Nie są bardzo dobre, ale mają swoje lepsze i gorsze momenty. Całościowo nie żałuję ich zakupu. Zmieniają trochę grę i pozwalają wycisnąć z niej więcej niż się wydaje. Niestety uważam, że cena jest zdecydowanie zbyt wysoka. Nowe Pokemony co prawda kosztują 250 złotych oficjalnie, ale używane gry można zdobyć za 150-160 złotych. Zakup DLC w kwocie 120 złotych jest moim zdaniem w tym momencie zbyt wysoki cenowo, by uargumentować dodaną do gry zawartość. Takie DLC powinno maksymalnie kosztować 60-70 złotych za to, co oferuje.

Ja się przy DLC bawiłem dobrze, ale uważam, że zwykłemu Pokefanowi nie jest aż tak potrzebne. Wszystkie nowo-dodane Pokemony możemy w całości dostać transferując je z Pokemon HOME lub wymieniając się ze znajomymi (bo to nie zostało zabronione, a darmowa aktualizacja gry pozwala na zdobycie Pokemonów nawet tym, którzy nie posiadają DLC).

Uważam też, że dobrze, że Gamefreak zrobił wypuszczając DLC zamiast nowej pełnoprawnej gry (lekko zmienionej) jak to się działo wcześniej. Nie wyobrażam sobie przechodzić Swordów/Shieldów/(Arrowów) jeszcze raz tylko po to, by dorzucić 3 godziny (lub 6 w obu DLC) nowości do mojej zabawy. Mam nadzieję, że tym tropem (ale z lepszym wykonaniem!) Gamefreak pójdzie również w przyszłości.

Ocena obu DLC: 6/10

Menu

przeczytaj jeszcze..