W dzisiejszym wpisie słowem-kluczem jest: nostalgia.
Kiedyś gier było mało, a tych, które można było nazwać „perełkami” jeszcze mniej. Każda gra kosztowała ogromne pieniądze i trzeba było czasami nieźle się postarać, by w ogóle móc ją kupić. Wybierało się tylko te najlepsze, najbardziej dopracowane i takie, które rzeczywiście były warte swojej (wygórowanej jak na tamte czasy) ceny.
Dzisiejsza kultura grania jest moim zdaniem oparta coraz bardziej na nostalgii do czasów retro-grania, czasów, których ja praktycznie nie znam. Moje retro to było Commodore 64, jedyny komputer w bloku, który zapewniał mi znajomych i mnóstwo godzin roz(g)rywki.
Chodzi o to, że nie znałem wtedy GameBoya, Nintendo, Mario, jedynymi grami które dobrze wspominam to były Wizball, Giana Sisters oraz Rockford.
To skąd ta nostalgia?
Zastanawiające dzisiaj jest dla mnie podejście dzisiejszych (dorosłych już) Polaków, do retro i nostalgii. Przecież ci ludzie jako miarę dzieciństwa, określają rzeczy i gry, których nigdy nie mieli i nie mieli prawa mieć. Dzisiejsi 30-latkowie w swoich wspomnieniach mają Mario, Pokemony, Zeldę, Donkey Konga i inne klasyki Nintendo, a ja wam mówie, że w dobie PRLu, rządzącego Pegazusa i biedy – nie mieli prawa mieć takich wspomnień, gier i konsol.
W jaki sposób w takim razie dzisiejszy gracz mający na koncie dzieci może wspominać to, co nie było dla niego dostępne w czasie, który powinien określić mianem wspomnień retro-grania? Jak to się stało, że dzisiejsi Polacy grając na Pegazusie, ruskich jajeczkachnostalgicznie wzdychają do starego, dobrego NESa?
Jedno jest dla mnie pewne.
Grając w Diablo III i widząc jak bardzo ludzie rzucili się na tanie gry w Biedronce (w tym Diablo II z dodatkiem), postanowiłem sprawić sobie prezent w postaci legalnej i oryginalnej kopii gry (a nie tak jak zawsze kiedyś się „kupowało”). Z wypiekami na twarzy oczekiwałem pierwszego uruchomienia po latach (a dokładniej po ośmiu). Już tworzyłem w myślach postać, już prawie ratowałem Caina, gdy po uruchomieniu gry wszystko w sumie na rozkaz zniknęło.
Gra włączyła się w ślicznym 800×600, witając mnie (co prawda nostalgiczną), ale jednak dość przebrzmiałą muzyką. Wróciły momenty, gdzie gra mnie wkurzała, gdzie kazała mi się męczyć, przechodzić wątki, których nie cierpiałem itd.
Przecież już w to grałeś!
…i to wiele lat, więc po co miałbyś w to grać i przechodzić jeszcze raz, kiedy tyle wspaniałych gier na ciebie czeka? Gier, w które jeszcze nie zagrałeś. Ani razu.
Doszedłem do smutnego wniosku. Kupiłem grę, bo wywołała we mnie „chwilę nostalgii”, ale dzisiaj za żadne skarby w nią już nie zagram. Kupiłem ją z sentymentu, z szybkiej, ale jakże ulotnej chwili. Gra, która była dla mnie synonimem jednej z najlepszych gier jakie kiedykolwiek wydano, dziś jest dla mnie nudna, staroświecka, ciężka w odbiorze.
To nie twoja wina, gro…
Bo to jest moja wina. Gra się przecież nie zmieniła. Kiedyś była majstersztykiem, cudem w które zagrywały się miliony. Dzisiaj zmieniły się wymagania moje, jako odbiorcy. 8 lat różnicy w odbiorze mediów zrobiły swoje, a sama gra ma przecież dużo więcej (bo 13 na karku). To zupełnie tak samo, jak odnaleziona po 13 latach stara zabawka z dzieciństwa. Na jej widok przychodzą ci najwspanialsze chwile młodości, radości i nostalgii. Sentymentu, do tego co było. Ale po 13 latach masz w pobliżu inne, lepsze zabawki, dostosowane do twojego i dzisiejszego ja.
Z sentymentu odkładasz więc starą zabawkę na półkę. W widocznym miejscu. Kiedyś była twoją ulubioną. Dzisiaj zostawia jedynie uśmiech na twych zmęczonych życiem ustach.