MEGA klocki z serii Pokemon Pixel wyglądają na papierze jak idealny gadżet dla fanów – niby Lego‑like, niby pixel‑art, niby relaks przy składaniu ulubionych stworków. W praktyce przy Bulbasaurze i Pikachu wyszło nam coś, co ma potencjał, ale jest zarazem festiwalem niedomówień w instrukcji i jakości klocków.

Instrukcje, które „prawie” działają
Podczas dyskusji na moim discordzie i na moim live, stwierdziliśmy, że instrukcja nie jest totalnie nieczytelna, ale za dużo trzeba się domyślać.
- Podstawka (ta „baza” pod model) zostawia luźny klocek 1×1 z drugiego woreczka, podczas gdy brakuje tego samego typu klocka z pierwszego – dopiero ręczne żonglowanie częściami sprawia, że baza jest kompletna.
- W trzecim worku brakuje klocka 3×2 do domknięcia fragmentu, który „magicznie” okazuje się siedzieć w drugim worku.
- Instrukcja nigdzie nie wspomina, że te elementy trzeba przerzucać między etapami – jeśli składamy „jak w książce”, zostajemy z dziurami.
Pikachu wypada jeszcze gorzej – instrukcja jest mniej przejrzysta niż w Bulbasaurze, etapów jest więcej, a różnice między kolejnymi krokami bywają ledwo widoczne. Zwłaszcza przy początkowym składaniu czarnych klocków.

Pixel‑kafle i „podejrzająco” dużo części
Kolejna rzecz to warstwa „kolorowania”, czyli układanie pikseli na powierzchni modelu.
- Po skończeniu kolorowania zostaje masa wolnych kafelków, co wygląda jak błąd albo nadprodukcja.
- W ostatniej fazie, kiedy robimy obrys modelu, trzeba używać właśnie tych „nadmiarowych” kafelków z wcześniejszego etapu, a nie tylko tego, co jest w ostatnim woreczku – instrukcja też nic o tym nie mówi. Chodzi tu dokładnie o kolor czarny, którego mnóstwo klocków 1×1 zostaje z wcześniejszego składania.
Efekt: jeśli nie jesteśmy przyzwyczajeni do kombinowania, łatwo zostawić „za dużo” elementów na koniec albo przeciwnie – zużyć coś, co miało pójść na obrys.
Nierówne piksele i ślady po odlewie
Do tego dochodzi problem czysto jakościowy.
- Pikselowe kafelki są wyraźnie nierówne – wysokość i krawędzie potrafią się minimalnie różnić, przez co powierzchnia modelu nie jest idealnie płaska.
- W Pikachu praktycznie każdy klocek miał „bąbel” / zadzior na jednej stronie, wyglądający jak niedoczyszczony ślad po wycinaniu z formy. To niby detal, ale przy modelu, który ma udawać pixel‑art, te nierówności widać od razu.
To wszystko razem sprawia, że zamiast spokojnego składania „pod serial na drugim ekranie”, dostajemy momentami walkę z plastikiem i zgadywankę, co autor miał na myśli.

Fajny koncept, zmarnowany potencjał
Szkoda, bo koncept jest naprawdę dobry:
- pokemony w formie dużych, sprite’ów,
- etapowa budowa (baza → kolorowanie → obrys),
- satysfakcja z gotowego modelu na półce.
Problem w tym, że:
- sprite’y są poglądowymi, uproszczonymi wersjami grafik, a nie pełnymi, dopieszczonymi obrazkami – wygląda to bardziej jak placeholder z pudełka niż finalny pixel‑art;
- brak czytelnych oznaczeń, które części są „na zapas”, a które konieczne, podcina zabawę już na starcie;
- jakość odlewu psuje wrażenie z bliska – przy tak prostym pomyśle to właśnie detale powinny robić robotę.

Na ten moment MEGA Pixel to dla mnie „gadżet z potencjałem” – coś, co spokojnie mogłoby stać się świetną serią kolekcjonerską, gdyby ktoś usiadł jeszcze raz do instrukcji i kontroli jakości klocków. Dla hardkorowych fanów, którzy lubią dłubać i nie boją się trochę improwizować, to nadal może być przyjemny projekt na wieczór. Ale jeśli szukacie czegoś w stylu „otwieram, składam, wygląda jak z pudełka”, to raczej trzeba się nastawić na kilka facepalmów po drodze.















