Odnosząc się do ciekawego filmu chłopaków z (naszej) redakcji AntyGaming (polecam zobaczyć, panowie dobrze gadają):
Chciałbym odnieść się do jednego z zagadnień który poruszył @listva z Trepyzatorem: czy kiedyś pokemony były fajniejsze bo graliśmy w nie „za dzieciaka”?
Pokemony – marka mająca 19 lat wychowała już niejedno dziecko
Stworki (marka) którą wymyślono już w 1996 roku, po raz pierwszy pod postacią gier na GameBoya już dawno „zastały pełnoletność”. Moja pierwsza styczność z grami Pokemon to był Pokemon Silver, wydany w 1999 roku. To było 16 lat temu, ja sam miałem wtedy ledwo 12 lat i chodziłem do podstawówki! Wszyscy moi znajomi szaleli na punkcie Pokemonów, leciało wtedy jeszcze anime na Polsacie, którego należało codziennie po szkole nadrobić.
Boom utrzymywał się jeszcze wiele lat, kiedy wychodziły kolejne generacje gier, a człowiek dorastał wraz z nimi. Ja, oczekiwałem od twórców ciągle czegoś nowego, byłem coraz bardziej wymagający, a rozwijająca się marka rosła i zmieniała się wraz ze mną, dostosowując się (poniekąd) do moich potrzeb.
Bardzo bogate serwisy internetowe, w tym polskie, rosły i rozwijały się jak grzyby po deszczu. Społeczność, która pozwoliła poznać tyle znakomitych osób, która rozpętała niezliczone ilości kłótni, małych „flamewarów”, ale także przyjaźni, które trwają do dzisiaj. No i warto wspomnieć o kilkunastu spotkaniach Pokefanów na których albo byłem, albo sam je organizowałem.
Jeszcze kilka lat temu, każdy z nas miał konsolę Nintendo DS
Dzisiaj ta sama śmietanka (z wyjątkami) gra na swoich 3DSach, albo wyciąga emulatory na smartfonie i przypomina sobie najlepsze czasy życia.
Albo tworzy je na nowo!
Trepyzator jest przykładem osoby, która nie może, tak jak ja, napisać, że jego „dziecięce gry” to Pokemony. Trepy, dopiero poznaje ten świat (chociaż moim zdaniem zna go już i tak lepiej niż prof. Oak) i dopiero od niedawna wciągnął się w możliwości, jakie dają gry i uniwersum.
Dzisiejsze dzieciaki to pokolenie graczy, dla których kieszonkowa konsola jest ciekawostką, ale nie dobrem codziennym. Małolaty mają w posiadaniu wyłącznie smartfona, który potrafi wszystko, a konsola (nawet przenośna) jest dla nich zbędnym akcesorium do odpalenia (bagatela) kilku gier na (olaboga) jakichś tam „kartrydżach”.
Dzisiejsze dzieciaki „tworzą” swoje dzieciństwo na grach takich jak LoL, czy Minecraft
I to nie jest dziwne, bo dzisiejsze dzieciaki nie mają styczności z kieszonkowymi konsolami, jak my kiedyś. Dzisiaj cała ekipa z osiedla łączy się za pomocą Skype i gra w LoLa, lub buduje w Minecrafcie. Oni za 10 lat właśnie to będą wspominać jako ich najlepsze czasy, tak jak ja – grę w Pokemony. To tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że chociażby LoL i Minecraft będą markami wieloletnimi, długoterminowymi, z których będzie się wyciskać coraz więcej, by na nostalgii małolatów wychować przyszłych dorosłych ludzi, zżytych z daną marką.
Pokemony mają jednak „to coś” co w dużej mierze przyciąga dorosłych hardkorowców.
Tym czymś, są dokładne, skomplikowane statystyki każdego stwora, które pozwalają na wykorzystywanie odpowiednich technik i obliczeń, by dwa tak samo wyglądające Pokemony różniły się od siebie diametralnie. I właśnie to, tak mocno zatrzymuje dzisiejszych (już dorosłych) graczy. Możliwość przejścia i wymaksowania gry. Możliwość walki z innymi najlepszymi, łut szczęścia, tygodnie treningu. O to tu chodzi.
Moje dzieciaki na pewno będą grały w Pokemony. Dlaczego? Dlatego, że jest są to gry odpowiednie dla młodzików, jak i dla dorosłych ludzi. Czy pociechy zostaną z marką na dłużej? Tego nie wiem, ale cieszę się, że będą mogli mieć ten wybór i nie ważne na czym się skończy – będą to ich dziecięce, nostalgiczne gry.
PS: Jeśli ktoś wątpi w bogatą historię „Polskiej PokeSceny” niech koniecznie, koniecznie (!) przeczyta Wspomnienia upadłego Pokescenowca na Deadly Serious, albo odwiedzi The End of Revival – historię tworzenia i zakończenia Forum Revival